Każdy, kto kiedykolwiek odwiedził jakąkolwiek witrynę, zauważył wyskakujące komunikaty o plikach cookies. Jedni je ignorują, inni czytają pobieżnie, ale zwykle kończy się to szybkim kliknięciem „Akceptuj”. Mało kto analizuje, co naprawdę się za tym kryje. W efekcie użytkownicy bywają poirytowani, a właściciele stron muszą lawirować między wymaganiami prawnymi a zdrowym rozsądkiem.
Czasem dochodzi do paradoksalnych sytuacji, w których skrypty wykorzystywane do obsługi cookies blokują kluczowe funkcjonalności. Rozwiązanie bywa proste, ale wymaga precyzyjnej konfiguracji. Nie zawsze jednak deweloper ma pełny dostęp do panelu administracyjnego. W takich przypadkach pojawiają się nieporozumienia, co prowadzi do dyskomfortu zarówno po stronie specjalistów, jak i klientów.
RODO i powiadomienia o plikach cookies miały wprowadzić przejrzystość i dbać o ochronę danych. W praktyce wielu użytkowników postrzega je jako kolejny „potykacz” utrudniający dostęp do treści. Większość osób nie zastanawia się, które pliki są niezbędne, a które służą reklamodawcom. Chcą po prostu szybko dotrzeć do informacji.
Wdrażanie oprogramowania takiego jak Cookiebot czy Consent Manager bywa trywialne dla technicznej osoby, ale łatwo popełnić błąd. Niedopowiedziane kwestie konfiguracyjne lub błędnie wklejony skrypt potrafią zablokować widget sprzedażowy i w efekcie zatrzymać sprzedaż. Wtedy liczy się szybka reakcja – nawet z telefonu, w trakcie podróży.
Zdarzają się sytuacje, gdy hosting jest aktualizowany bez wcześniejszej konsultacji z zespołem utrzymującym stronę. Włączanie nowej wersji PHP lub bazy danych z zaskoczenia może sprawić, że witryna przestanie działać. Z perspektywy właściciela serwera wydaje się to proste: „kliknij i gotowe”. Jednak po drugiej stronie ekranu może to oznaczać serię testów, poprawek i weryfikacji, żeby wszystko działało po aktualizacji.
Kiedy pojawiają się nieplanowane koszty i konieczność dodatkowych prac, bywa, że klient jest zdezorientowany. Zastanawia się, dlaczego wcześniej drobne zadania były robione gratis, a teraz nagle należy za nie zapłacić. Tymczasem wystarczy rzut oka w umowę serwisową, by odkryć, że darmowe modyfikacje nie są standardem. To raczej przejaw dobrej woli, która nie zawsze bywa doceniana.
Podstawą współpracy bywa jasne ustalenie zakresu usług. Jeśli w umowie widnieje „stand by”, to oznacza gotowość do interwencji w razie awarii, a nie bezpłatne rozbudowy czy aktualizacje. Tymczasem wystarczy kilka przysług „po kosztach”, by druga strona uznała, że tak po prostu być musi.
Dobrze jest więc przypominać o warunkach umowy przy każdej okazji wprowadzania poważniejszych zmian. Unikniemy wtedy niejasności i niepotrzebnych rozczarowań. A jeśli dojdzie do konfliktu, zawsze warto wrócić do zasadniczych zapisów i przejrzyście wytłumaczyć, co faktycznie obejmuje wsparcie techniczne.
Ustawodawcy nakładają sporo obowiązków, licząc na wzrost świadomości społecznej. Rzeczywistość pokazuje, że niewiele osób wczytuje się w komunikaty o ciasteczkach, a skonfigurowanie ich prawidłowo stało się kolejnym zadaniem w harmonogramie deweloperów.
Odpowiedzialne tworzenie stron internetowych to ciągła żonglerka między wymogami prawnymi a oczekiwaniami użytkowników. Z jednej strony należy respektować dyrektywy i wdrażać moduły cookies, z drugiej – trzeba unikać utrudniania życia odwiedzającym.
Klienci coraz częściej chcą zrobić wszystko sami, jednak przy bardziej zaawansowanych zmianach hostingowych czy konfiguracyjnych warto zaufać fachowcom. Odpowiednio przygotowane strony internetowe nie tylko odpowiadają na aktualne wymogi prawne, lecz także chronią płynność działania Twojego biznesu. Rzetelna optymalizacja i dbałość o każdy detal sprawiają, że witryna staje się przyjazna, elastyczna i zdolna sprostać nawet najbardziej wyśrubowanym standardom. W rezultacie użytkownicy mogą bez przeszkód skupić się na treści, zamiast zmagać się z kolejnymi wyskakującymi komunikatami.
Wdrażanie nowoczesnych rozwiązań IT bywa wyzwaniem. Wystarczy jeden źle skonfigurowany widget lub niedopilnowana zmiana wersji PHP, by strona lub sklep internetowy przestały działać. Takie sytuacje nie tylko wpływają na doświadczenia odwiedzających, lecz także potrafią mocno odbić się na wynikach sprzedażowych.
W dzisiejszym materiale pojawiają się przykłady z życia wzięte – od problemów z blokowaniem ważnych modułów przez narzędzia do zarządzania plikami cookie, aż po rozczarowania związane z błędną komunikacją na linii klient–dostawca usług. Odpowiednio zaprojektowane procesy i jasno określone obowiązki pozwalają jednak zminimalizować ryzyko nieporozumień oraz nieplanowanych wydatków.
Warto zwrócić uwagę na kluczowe wskazówki i przydatne praktyki, dzięki którym usprawnisz swoją stronę internetową czy sklep online. Poniższe FAQ zostało opracowane na bazie realnych sytuacji i najczęściej zadawanych pytań.
Zewnętrzne systemy, takie jak Cookiebot czy Consent Manager, stosują reguły ograniczające uruchamianie niektórych skryptów, dopóki użytkownik nie wyrazi na to zgody. Jeśli widget sprzedażowy jest klasyfikowany jako narzędzie marketingowe lub analityczne, może zostać zablokowany, co w efekcie wpływa na funkcjonowanie i konwersję strony.
Kluczowa jest właściwa konfiguracja. Należy szczegółowo wskazać, które skrypty i pliki cookie są niezbędne do prawidłowego działania witryny. Dobrą praktyką jest ponowne skanowanie strony po każdej istotnej aktualizacji, aby narzędzie do zarządzania cookie prawidłowo rozpoznało wszystkie elementy i odpowiednio je sklasyfikowało.
Najlepiej skonsultować się z osobą lub firmą odpowiedzialną za utrzymanie witryny. Niektóre aktualizacje, na przykład zmiany wersji PHP lub bazy danych, mogą wymagać dostosowania kodu strony. Warto ustalić zakres współpracy i zadbać o jasną komunikację, by uniknąć nieprzyjemnych niespodzianek.
To zależy od warunków umowy. Podstawowe pakiety serwisowe często obejmują awaryjne utrzymanie i minimalne wsparcie, ale wszelkie dodatkowe działania (np. integracje, konfiguracje, optymalizacje) najczęściej rozlicza się osobno. Warto zwrócić uwagę na zapisy kontraktu, aby uniknąć nieporozumień.
Najczęściej chodzi o brak dokładnych ustaleń lub przekonanie, że dana praca „sama się robi”. Gdy nie określimy wyraźnie, kto odpowiada za konfigurację, testowanie czy wdrożenie danego rozwiązania, łatwo o wzajemne pretensje. Otwarta komunikacja i precyzyjne opisanie obowiązków obu stron to skuteczny sposób na eliminowanie konfliktów.
Tak, jednak wymaga to podstawowej wiedzy technicznej oraz dobrej znajomości działania strony. Błędne ustawienia mogą skutkować zablokowaniem kluczowych funkcji, a tym samym stratami w sprzedaży. W przypadku wątpliwości warto poprosić o pomoc specjalistów.
Cześć! A dzisiaj opowiem Wam o jednej z największych bzdur jeżeli chodzi o wymagania. Oczywiście jest to moja subiektywna ocena, że jest to bzdura, ale kwestie związane z informowaniem i wszelkiego rodzaju informacjami o plikach cookie RODO, do czego one są wykorzystywane w ramach stron i tak dalej i dlaczego z mojej perspektywy uważam, że jest to bzdura, no bo nikt tego nie czyta, do czego jego dane są wykorzystywane. Najczęściej ludzie klikają po prostu akceptuj, zamknij ten popup, bo chcą wejść na stronę, chcą zobaczyć informacje, których szukają. A to jest jeden taki upierdliwy potykacz, który na stronach każdej stronie praktycznie wyskakuje tych komunikatów. Większość osób nie rozumie jakie to są dane niezbędne do działania strony, jakie to są dane statystyczne, jakie to są dane marketingowe. Ludzie to mają w poważaniu. Inspiracją do tego mam nadzieję krótkiego odcinka. Jak się nie rozgadam było to, że w weekend dostałem smsa od jednego z klientów z prośbą, żebym rzucił okiem na stronę, ponieważ nie wczytuje się jakiś tam widget do sprzedaży. To nie był nasz widget, tylko jakiś dodatek wklejony w kodzie, natomiast przestał on działać poprawnie. Dostałem również informację, że problem może wynikać z tego, że na stronie jest zainstalowany skrypt, który zarządza polityką odnośnie cookies i blokuje odpowiednie skrypty. Jeżeli użytkownik nie wyraził zgody na przetwarzanie jakiegoś typu danych w większości stron. Informacje dotyczące Kukisów i do czego mogą być wykorzystywane są realizowane przez zewnętrzne oprogramowanie. My polecamy najczęściej cookie bota. Niektórzy nasi klienci używają również Consent managera, więc to są takie zewnętrzne silniki, które po prostu należy założyć, skonfigurować. A od strony technicznej wystarczy wkleić skrypt i już wszystko powinno być takim typowym samograjem. Co się okazało w tym konkretnym przypadku rzeczywiście był to problem dokładnie powodowany przez cookies bota. Klient pytając nas o rekomendację otrzymał informację, że rekomendujemy cookies bota. Najczęściej z niego korzystamy, pomagamy klientom skonfigurować, implementujemy go na stronę, a klient jedyne co musi zrobić, to jedynie podać dane na jakie ma być wystawiona faktura przez bota. No i podpiąć swoją kartę do płatności, żeby cookies bot mógł comiesięcznie ściągać środki za świadczone usługi. No i pewnie wszystko by było w porządku, gdyby nie to, że klient nie dał nam danych dostępowych do panelu administratora, tak żebyśmy mogli skonfigurować cookies bota i go odpalić i przetestować, tylko dał nam sam kod do wklejenia na stronę. No i tutaj mój ewidentny błąd, bo nie dopytałem klienta czy na pewno wszytko skonfigurował, czy na pewno wszystko jest ustawione tak jak być powinno, bo prosiliśmy o dane dostępowe. Dostaliśmy tylko link do wklejenia, więc wyszedłem z założenia, że klient sobie założył konto, podpiął dane do faktury, podpiął kartę do płatności skonfigurował. Ta konfiguracja nie jest trudna, jest po prostu łopatologicznie łatwa, ale to jest z mojej perspektywy jako osoby technicznej, półtechnicznej, bo znowu nie jestem programistą, jestem project managerem. Jest to czynność łopatologicznie łatwa, więc wyszedłem z założenia, że dobra. Klient sobie ogarnął, dał nam tylko kod do wklejenia. Ok, robimy gotowe, leci sobie na produkcję. Natomiast w praktyce okazało się, że Cookiebot zablokował zewnętrzny widget sprzedażowy, co dla klienta oczywiście jest dużym minusem w momencie, kiedy nie działa mu sprzedaż. No więc żeby ratować sytuację oczywiście poprosiłem o dane dostępowe. W momencie, kiedy tylko sprawdziłem, że rzeczywiście Cookiebot blokuje odpalanie tego widgetu. No i okazało się, że w ramach samego konta nic nie jest skonfigurowane. Klient po prostu założył konto, podał nam skrypt i gotowe. No więc jedyne co mogłem zrobić to tak naprawdę tylko skonfigurować cookiebota, ustawić skrypt, który odpowiada za ładowanie tego widgetu jako obowiązkowy. No i myślałem, że będzie z głowy. Natomiast okazało się, że tutaj Cookiebot, pomimo moich ustawień, że ten skrypt jest niezbędny, w dalszym ciągu go nie przepuszczał. No więc znowu operacyjnie tylko i wyłącznie musiałem usunąć domenę, ponownie dodać, poprosić bota o ponowne zaindeksowanie całej strony. No i wtedy wszystko okazało się, że już zostało sklasyfikowane poprawnie. No i cały widget sprzedażowy działa, nawet jeżeli użytkownik nie wyrazi zgody na dane marketingowe albo statystyczne, no to ten skrypt określony jako niezbędna część do funkcjonowania pełni strony został bez problemu przepuszczony. No i tak naprawdę działa sobie do dzisiaj, a konfigurowałem go chyba w sobotę. Oczywiście, że w sobotę, bo jeszcze jechałem jako pasażer w samochodzie i robiłem to z telefonu. No więc jak widać technologia w służbie człowiekowi przynajmniej takie udogodnienia są, że nie trzeba siedzieć przy komputerze, tylko część rzeczy można wykonywać w trakcie transportu z miejsca A do miejsca B jako pasażer oczywiście, bo nie wyobrażam sobie jechać i prowadzić samochód i jednocześnie klikać w typy zgód i typy plików cookies na smartfonie. To by było. Jaki wniosek z całej sytuacji? Po pierwsze sprawdzać klientów, dopytywać czy zrobili, czy ustalili. Jeżeli czegoś nie dopowiedzieli, nie powiedzieli jasno, że coś wykonali, zakładać, że tego nie wykonali. No i drugi wniosek to z mojej perspektywy oczywiście jest taki, że jakieś bzdurne wymagania, które nic ludziom do niczego nie wnoszą, nic nikomu w życiu nie ułatwiają, nie budują żadnej świadomości użytkowników, że są jakieś dane o nich zbierane, tylko są kolejnym potykaczem. Tak jak akceptację regulaminów w wielu różnych dziwnych miejscach, to takie mechanizmy są podwójnie negatywne. Z jednej strony są upierdliwe dla użytkowników, z drugiej strony generują problemy dla właścicieli stron, a z trzeciej strony i tutaj powinienem być chyba wdzięczny ustawodawcą, bo dają zarobić software house'u na obsłudze, na wdrażaniu tego typu rozwiązań, które ani jednej stronie, ani drugiej stronie do szczęścia, ani do życia potrzebne nie są. I tym optymistycznym akcentem dzięki za dzisiaj i mam nadzieję, że jesteśmy w kontakcie jeszcze w tym tygodniu. Cześć! Witajcie w kolejnym filmie. Jak widzicie w końcu wiosna zagościła do Trójmiasta. Ponoć to wiosna jest dwu trzydniowa, bo w przyszłą środę ma ponownie być na minusie i opady śniegu. Natomiast aktualnie 16 stopni. Wczoraj było 19, więc elegancko. Przychodzę dzisiaj do Was dość smutną albo rozczarowującą historią odnośnie tego jak wygląda współpraca oparta o czasami niedomówienia, czasami jakieś niedopowiedzenia, a czasami dawanie klientowi za dużo. Cała sytuacja wygląda w ten sposób, że mamy podpisaną umowę na utrzymanie strony, tylko i wyłącznie mamy być na stand baju, jakby się coś działo, żeby można było po prostu uratować, zareagować w porę i przywrócić stronę do działania. Podstawowy, najniższy zakres usług. Żadnych prac dodatkowych, żadnej rozbudowanej administracji, żadnych dodatkowych godzin na zmiany, rozbudowy, Owe modyfikacje. Po prostu nic, tylko i wyłącznie taki typowy stand by. Firma, z którą taką umowę mamy podpisaną współpracuje z nami przez. Żebym nie skłamał 10 lat. No więc w ramach tego najniższego typowego stand by u. Czasami jakieś drobne rzeczy to po prostu jak coś potrzebują, no to im dłubiemy. I ogólnie wszyscy do tej pory byli zadowoleni. No i skoro jest w porządku, to skąd moje rozczarowanie? A rozczarowanie jest stąd, że firma w pewnym momencie stwierdziła, że oni sobie zaktualizują oprogramowanie na serwerze PHP, bazy danych i tak dalej. No i w związku z tym strona przestała działać. Mówią do nas, że słuchajcie, no strona nie działa, musicie ją poprawić. No to patrzymy. No i widzimy, że to nie jest jakby spowodowane jakąś awarią strony, tylko działaniami już typowo na hostingu, które nie były w żaden sposób uzgodnione z nami, tylko po prostu ktoś nagle kliknął, stwierdził, że to jest dobry dzień. No i strona przestała działać. Oczywiście sprawdziliśmy nie po naszej stronie wynikają to właśnie przyczyny zewnętrzne. Firma szybko przywróciła poprzednią, poprzednią konfigurację serwera. No i strona działa dalej. W porządku, widząc, że ta wersja rzeczywiście oprogramowania na serwerze jest dość stara, mówię, że słuchajcie, to zróbmy tę aktualizację, wy ją zróbcie na serwerze, tam ogarnijcie wszystko od strony hostingowej. My natomiast przygotujemy aplikację, tą naszą część, stronę internetową, panel, żeby one po prostu działały, też bez żadnych tam jakichś błędów. No i wstępnie będziemy na to potrzebowali tam około 8 godzin, no wiadomo razy stawka, więc to tam się przekłada na jakieś tam koszty i jest tam jakiś duży koszt. Nie jest to też jakby zupełnie mały. Natomiast no tutaj nie ma co się oszukiwać, nie są to jakieś tam miliony monet. No i tutaj niestety zaczyna się właśnie cały taki smutek, nieporozumienie. No bo jak to tak? Dlaczego nas nagle chce Cię kasować? Przecież to powinniście zrobić w standardzie, to wasz obowiązek i tak dalej. No i po prostu mi się zrobiło przykro. Bo gdybyśmy rzeczywiście robili tak, że każde najdrobniejsze zadanie wyceniali i kasowali ich i i w sumie zarabiali na tym, no to chyba by byli do tego przyzwyczajeni. A w związku z tym, że w ramach naprawdę tej symbolicznej kwoty, na którą mamy podpisaną umowę, no, realizowaliśmy jakieś naprawdę drobne zlecenia, które jak sprawdziłem, w sumie w ciągu ostatnich dwóch lat zajęły około 21 godzin, więc teoretycznie jakaś tam dobra faktura by z tego nawet na podsumowanie tych dwóch lat mogła być. Natomiast robiliśmy je trochę na zasadzie w ramach dobrej współpracy, no po prostu tyle, jakby frontem do klienta, idąc klientowi na rękę. No i tutaj takie zaskoczenie, że w momencie, kiedy przez dwa lata robisz dla kogoś. 21 godzin za frajer, to dobrze, ale jak już coś wykracza poza zwykły standby i chcesz to wycenić, skasować, rozliczyć się, no to już niestety źle. No i tu mam taki z mojej perspektywy. Nie znam oczywiście perspektywy tej drugiej firmy, natomiast no znam wartość umowy, znam jej zapisy, no i nie można tego interpretować w żaden sposób inaczej niż no tak jak mówię, przynajmniej od tej strony prawnej. Natomiast mówię nie znam stanowiska takiego ludzkiego, tej drugiej strony, bo być może tam są jakieś jeszcze inne zaszłości, naleciałości, że dlaczego to tak wygląda, a nie inaczej. Natomiast tak jak mówię, no trochę to takie rozczarowujące, że my zawsze stawiamy na partnerstwo, że jeżeli coś jesteśmy w stanie zrobić i nas to stosunkowo niewiele kosztuje, to zawsze idziemy klientowi na rękę I być może właśnie klienci tego nie zauważają, nie doceniają, tylko uważają, że im się to należy, jak pewnej pani premier. Natomiast no potem jak przychodzi co do czego i jest rzeczywiście coś do zrobienia konkretnego, niewymyślonego nawet przez nas, że nie wiem, potrzebujemy przeprowadzić maintenance systemu, no i zajmie to 20 godzin. Tu jest faktura. Bawcie się. No to taki właśnie trochę niesmak z dnia dzisiejszego. Natomiast to co mogłem zrobić to oczywiście w mailu wytłumaczyłem, grzecznie pokazałem zakres naszych obowiązków, pokazałem zadania, które były realizowane w okresie ostatnich dwóch lat. No i na nic więcej niestety nie mam wpływu. Oczywiście z firmą dalej będziemy współpracować, no bo to tutaj się nam nic nie zmieniło. W dalszym ciągu wywiązujemy się z podjętych zobowiązań w dalszym ciągu. Jakby sama współpraca pewnie dalej będzie w porządku. Natomiast zawsze jakiś tam cień tej sytuacji zostanie, że przy następnym jakimś drobnym zadaniu, najprawdopodobniej trochę na zasadzie kurczę, no właśnie, żeby to nie zabrzmiało źle, że na zasadzie wzajemności, że wy nie chcieliście u nas, to my wam teraz będziemy robić pod górkę, no nie? Natomiast, no trochę na zasadzie daj palec, wezmą rękę i to być może to mnie jakoś tak boli, albo po prostu czuję się z tym źle, dyskomfortowo. No i z tą myślą Was zostawiam. Tragedii nie ma, słońce świeci coraz cieplej. Byle do wakacji. Miłego poniedziałku i widzimy się za tydzień. Trzymajcie się! Cześć!