Z zewnątrz wszystko wygląda elegancko – elegancka strona, dopracowane case study, w portfolio błyskają nazwy znanych marek. Ale wystarczy jedno spojrzenie za kulisy, by przekonać się, że codzienność w software housie to raczej jazda bez trzymanki niż spokojny rejs po jeziorze.
To nie jest korporacyjna bajka, gdzie czas płynie powoli, a projekty się snują latami. W software housie wszystko dzieje się na raz. Przeskoki między tematami, sprinty, komunikacja z klientami, testy, poprawki, jeszcze raz poprawki. A jak człowiek sobie wieczorem siądzie i popatrzy w timesheety, to dopiero widać, jakim cudem wszystko jeszcze stoi.
Wyobraź sobie: klient ma administratora, który jest, ale nie ma czasu. SEO-owiec przesyła 500 linków z błędami, ale nikt nie sprawdza, czy te linki w ogóle nadal istnieją. Ostatecznie wszystko ląduje u software house'u, bo przecież „to wy robicie stronę”.
Problem? Brak jasnego podziału obowiązków. Hosting? DNS-y? Monitorowanie logów? To nie nasz chleb powszedni. Jesteśmy od kodu – nie od rebootowania serwerów o północy. To trochę tak, jakbyście wulkanizatora pytali o wymianę hamulców – może zrobi, może nie, ale potem pretensje będą, że coś nie działa.
Kiedy Google Search Console krzyczy o błędach, warto to najpierw zweryfikować. Kliknięcie kilku linków nie boli. Ale nie – najpierw leci mail do klienta, potem forward do nas, a na końcu pretensje, że nic nie działa. Po przejrzeniu 130 linków – większość działa. Kilka rzeczywiście wymagało poprawy i zostało zrobione. Ale niesmak pozostał. Bo ktoś coś rzucił, ktoś coś powtórzył, ale nikt nie sprawdził.
W jednym z projektów – giełdzie, która ma ruszyć latem – sytuacja wygląda jak typowa jazda bez hamulców. Brak dostępów do środowisk testowych, zewnętrzni dostawcy niechętni do współpracy, brak podpisanych umów. Czas leci, a ręce związane. Niby można było naciskać wcześniej, prosić o dostęp, dokumentację, spotkania z technikami. Tylko że… no właśnie. Nikt nie mówił, że klient musi się przygotować. A potem zaczyna się klasyczne „a dlaczego to jeszcze nie działa?”.
Drugi projekt – portal newsowy. Miał być na już. Każda poprawka pociąga kolejne testy. Każda zmiana koncepcji rozwala wcześniejsze założenia. Ale wszystko to po coś – portal ma działać przez lata. Więc jak jest coś do zoptymalizowania – to się robi. Nie odkłada się na potem.
Klasyka gatunku. Klient krzyczy, że chce stronę „na wczoraj”, ale jak przychodzi co do czego, to czekasz trzy tygodnie na logo i kolorystykę. I nie ważne, że wszystko miało być gotowe „w dwa miesiące”. Jak nie ma materiałów – nie ma pracy. Jak grafik zniknął – to jest „nowy grafik, który potrzebuje tygodnia na wdrożenie”.
Praca w software housie to ciągłe balansowanie między oczekiwaniami a rzeczywistością. Trzeba umieć wyznaczyć granice, powiedzieć „tego nie robimy”, ale też wykazać się elastycznością, gdy sytuacja tego wymaga. I najważniejsze – trzeba wiedzieć, że jeśli coś może się opóźnić, to się opóźni. A jak coś może pójść nie tak – to na pewno pójdzie.
Ale mimo tego wszystkiego – robimy swoje. Dowozić, nie narzekać, nie marudzić. Bo w tym całym chaosie jest też jakaś satysfakcja. I to właśnie ona trzyma ten świat w kupie.
💡 Potrzebujesz software house'u, który rozumie więcej niż brief?
My nie tylko kodujemy – my myślimy, pytamy i prostujemy chaos. Ale jak chcesz, żeby wszystko poszło gładko – przygotuj logo, zanim zadzwonisz.
W codziennej pracy software house’u pojawia się wiele wyzwań – od podziału odpowiedzialności, przez współpracę z klientami i zewnętrznymi firmami, aż po presję terminową i problemy z komunikacją. W tej sekcji znajdziesz odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania dotyczące naszych zasad działania, sposobu rozwiązywania konfliktów oraz realiów projektów IT. Odpowiadamy nie tylko na typowe wątpliwości, ale także dzielimy się praktycznymi doświadczeniami z codziennej pracy, aby pomóc Ci lepiej zrozumieć, jak wygląda współpraca z profesjonalnym zespołem IT
Jako software house specjalizujemy się w tworzeniu oprogramowania. Hosting, monitorowanie serwerów, logów czy operacje na DNS-ach nie są naszym głównym obszarem działalności. Zlecamy te zadania specjalistom, którzy mają większe doświadczenie w tych dziedzinach, aby uniknąć błędów i zapewnić najwyższą jakość usług.
Odpowiedzialność jest jasno określona: software house odpowiada za wytwarzanie i rozwój oprogramowania, a firma klienta (lub wyznaczony administrator) za hosting, serwery i związane z nimi zadania. Dzięki temu każdy może skupić się na swojej specjalizacji.
W przypadku błędów serwerowych lub hostingowych, zgłoszenia kierujemy do administratora serwera lub osoby odpowiedzialnej po stronie klienta. My natomiast pomagamy w weryfikacji i usuwaniu błędów, jeśli dotyczą one naszej części projektu, ale nie przejmujemy odpowiedzialności za infrastrukturę.
Jasny podział zadań i odpowiedzialności pozwala uniknąć nieporozumień i konfliktów, zwłaszcza przy współpracy z wieloma podmiotami (np. firmami SEO, administratorami serwerów). Dzięki temu każdy wie, za co odpowiada, a klient może skupić się na swoim biznesie.
Współpracujemy z firmami zewnętrznymi, ale nie przejmujemy odpowiedzialności za ich obszar działania. W razie potrzeby weryfikujemy zgłoszenia i pomagamy w rozwiązywaniu problemów, jednak finalnie każdy odpowiada za swój zakres zadań.
Opóźnienia w dostarczaniu materiałów (np. logo, kolorystyka) są częstym wyzwaniem. Staramy się jasno określać terminy i przypominać o niezbędnych dostawach. W umowach uwzględniamy, że opóźnienia po stronie klienta wpływają na termin realizacji projektu.
Dzień dobry. Biorę sobie już ściągę rzeczy, które się działy ostatnio, bo jak zwykle nie jestem w stanie zapamiętać tak dużo się dzieje, co jest w sumie ciekawe, bo po prostu taki naprawdę realny zapierdziel, że z tematu na temat i tylko dopiero później w zestawieniach godzinowych widać ile na różne czasy i z jakim rozproszeniem. W sumie aktualnie pracujemy, bo tak jak mówiłem Wam ostatnio tych projektów jest masakrycznie dużo. No i standardowo zwykły software house, a już nie daj Boże korporacja pewnie z 10 razy dłużej i pewnie z 10 razy drożej. Ale żeby już się nie chwalić, tylko przejść do brzegu. Jedzie sobie paniusia Teslą Y i co? Przez bluetooth nie możesz połączyć telefonu, żeby rozmawiać tylko na telefon w ręce i coś tam dłubiesz? Masakra. No więc zacznijmy od tematu. Gdzie jestem wam winien w sumie informacje dlaczego, jakie spięcie mieliśmy z klientem czy z firmą współpracującą z klientem, No i dlaczego znowu niejasno określone zasady podziału odpowiedzialności negatywnie wpływają na relacje w biznesie? No bo standardowo albo niestandardowo. My jako software house nie chcemy i nie zajmujemy się z reguły hostingami, sprawami serwerowymi, monitorowaniem miejsca na serwerze, monitorowaniem logów serwera. Jeżeli jakieś operacje na DNS ach na domenie trzeba przeprowadzić, to też domyślnie tego nie robimy, nie jesteśmy od tego specjalistami. To jest trochę tak, jakbyście pojechali do wulkanizacji i zapytaj czy wymienią Wam klocki hamulcowe. Poziom złożoności prawie żaden. No i być może ktoś się zgodzi, ale potem coś źle zrobi. I do kogo będziecie mieć pretensje? No w sumie do niego. No bo wymieniał i trzeba było powiedzieć, że się nie znasz i nie wymienię klocków. To by tylko wymienił opony z letnich na zimowe albo odwrotnie. Staramy się stosować podobną zasadę w naszych projektach, jeżeli chodzi o kwestie skonfigurowane z wdrażaniem, ze zmianami, z monitorowaniem hostingu. Umiemy, potrafimy, ale to nie jest nasz kod działalności. Jeżeli coś okaże się, że zrobiliśmy źle, a wiadomo jak w takich sytuacjach bywa, często okazuje się, że my zrobiliśmy dobrze, ale można lepiej. No i czemu nie zrobiliśmy tego lepiej? A tutaj odpowiedź jest prosta. Specjalizujemy się w tworzeniu oprogramowania i nie rozwijamy ogólnie gałęzi hostingowej, administracyjno serwerowej. Nazwijmy to w ten sposób. Tak samo jak nie rozwijamy gałęzi SEO, pomimo, że doświadczenie mamy spore. Natomiast znowu to nie jest nasz kod działalności. Nie chcemy stawać w sytuacji, gdzie przyjdzie inna firma od SEO i będzie mówiła naszemu klientowi, że jak to oni wam źle zrobili i tak dalej. To jest notoryczne w firmach SEO, więc w ogóle do tego rynku podchodzimy. Tak jak mówię, z administracją serwera, to nie chcemy właśnie trochę dlatego, że wolimy, żeby zajmował się tym ktoś, kto się w tym specjalizuje, kto ma dużo większe doświadczenie w tym obszarze. Fajnie jest, jak ktoś nas w jakiś sposób sprawdza, wytyka nam błędy, wytycza ścieżki do poprawek, bo to też są rzeczy, których my się uczymy, nabywamy nowych umiejętności, ale rynek też idzie do przodu. My tego rynku nie jesteśmy już w stanie śledzić, więc po prostu jak ktoś nam powie ej, słuchajcie, teraz możecie zrobić tak i tak, bo wyszła taka funkcja, super, ten cash się zapycha, weźcie zmieńcie na coś innego, super, pomoże to wdrożyć, pomoże przetestować. Bajka. Natomiast sytuacja, o której chcę Wam opowiedzieć. Kończąc tą przydługą dygresję my wytwarzamy oprogramowanie i za nie odpowiadamy. Firma dla której pracujemy ma w swoich szeregach na etacie czy jakoś tak. Administratora do serwerów, który jest odpowiedzialny za wszelkiego rodzaju kwestie związane z hostingiem, kwestie związane z domenami, zarządzaniem Cloudflare i tego typu rzeczy. No i wszystko jest fajnie, dopóki wszystko działa i nic nie trzeba robić, bo jak się okazuje, że coś trzeba zrobić no administrator może znajdzie czas w przyszłym tygodniu, może za dwa tygodnie, a tu strona nie działa. No i co wtedy? Możemy powiedzieć spoko, nie nasza bajka, olewamy temat. Natomiast po prostu staramy się zawsze pomóc. No i potem dochodzi do takich sytuacji, że przychodzi ten administrator i mówi, że no bo my coś tam restartowaliśmy, jakiś serwer tam kilka miesięcy temu, no i on już nie chce brać za to odpowiedzialności, bo ktoś inny tam grzebał. No więc jakby masakra. Nie wnikam. Mówię jaka jest umowa między tą firmą a administratorem. Natomiast tutaj była innego typu akcja. Firma od SEO wysyłała nam wyeksportowane z Google Search Console informacje, że te linki zwracają błąd. 500 tych linków tam było, nie wiem, 130, 200. Mówię ok, poważna sprawa. No to po prostu biorę, zaczynam klikać, klikam pierwszy link działa, drugi link działa, Trzeci, czwarty, piąty działa. No i sobie myślę okej, chodzi. No i potem patrzę, że no świetnie, to są jakieś zgłoszone błędy przez Google'a sprzed 3 6 miesięcy. Biorąc pod uwagę, że średnio jest jedna wrzutka w tygodniu, to 6 miesięcy temu razy 4 to jest 24 wrzutki temu coś było nie tak. Ogólnie taka informacja. No i tutaj trochę takie moje. Nie wiem czy rozgoryczenie, może nie. Pretensja do klienta też nie. Bardziej taki niepokój, że można to było zrobić w sposób optymalny. Firma SEO powinna sprawdzić czy te linki dalej działają. Jak już tego nie sprawdziła, wysłała to do naszego klienta osoba odpowiedzialna u klienta za kontakt z nami, za zarządzanie projektami. Powinna te linki sprawdzić, powiedzieć, że słuchaj Ty panie SEO, połowa z tych linków działa, o co Ci chodzi? Jak masz problem to zapytaj Pana googla o co mu chodziło. 3 miesiące temu. Może Ci odpowie. To oczywiście sarkazm, bo Google nie odpowiada. Natomiast zacząłem rzeczywiście losowo klikać w te linki i trafiłem na dosłownie kilka błędów. Od razu poszło do deweloperów. Ok, sprawdzili, poprawili, gotowe. No ale firma od SEO w sumie miała do nas pretensje, że to jest nasz problem i my o to powinniśmy dbać. No i tutaj znowu pojawia się konflikt nasz. Czy to administrator serwera powinien nas informować, że ej, słuchajcie, dostaje takie i takie błędy, weźcie sprawdźcie. Moim zdaniem to powinno być takie działanie cykliczne typu jakiś log błędów, które w ogóle występują na serwerach, występują z różnymi aplikacjami, powinien się odkładać, powinien być raz w miesiącu sprawdzany i wysyłany do odpowiednich działów do poprawek. Takie życie. Normalka. Natomiast tutaj mówię była taki taki niesmak, jakby usłyszałem, że jesteśmy nieprofesjonalni, bo to my się mamy zajmować, a oni są od tego tylko, żeby sterować. No i miałem takie, no jakby spoko, ale moim zdaniem nie. Oczywiście możecie mieć swoje zdanie i się przychylić do tej opinii, że to software house powinien wszystkiego pilnować. Natomiast no tak jak mówię, na stan mojej wiedzy i taki jasny podział odpowiedzialności, kto za co odpowiada, no to my nie odpowiadamy za serwer, więc nie monitorujemy jego parametrów, nie monitorujemy miejsca na serwerze, nie monitorujemy tego, czy coś się na nim nie zawiesiło, czy jakieś wątki się nie wypełniają, czy nie wiem. Elastic działa poprawnie, czy ma wystarczająco dużo pamięci. No takie rzeczy to właśnie są po stronie serwera. No i tutaj taka powiedzmy mała niedogodność małe spięcie wyszło. Czy musiało? Moim zdaniem nie. Czy mam pretensje do firmy SEO? Nie, bo chyba oni nie znali tych ustaleń. Słabo wyszło, że nie znając ustaleń się wypowiadają i to właśnie w taki sposób. No właśnie. No a wniosek z tego tematu jest taki, że w sumie można by to zadanie zrobić szybko, sprawnie. Tylko tak naprawdę to jest na zasadzie każdy tylko robi forward. Zajmij się tym, zajmij się tym, zajmij się tym, a nie ma takiej merytorycznej weryfikacji na zasadzie czy to zadanie ma sens, czy tam coś jest sensownie zepsute, czy być może zepsute. Trzy miesiące temu albo to były jakieś testy, albo bardzo dużo zmiennych. My jako software house możemy zrobić to zweryfikować, sprawdzić to, co rzeczywiście się da, poprawić, to poprawić. Natomiast jak to mawiają, niesmak pozostaje pewnie po obu stronach, jak nie po obu stronach. Bo być może klient ma jeszcze inne swoje zdanie że że nie wiem, że to po to płaci administratorowi i po to nam płaci, żeby w sumie się o to nie martwić. I dogadajcie się między sobą. Klient chce robić swój biznes i się nim zajmować, a nie tam kwestiami IT, jakimiś teleinformatycznym. Dobra, natomiast zapierdziel jest jak zwykle taki, że i teraz chyba najwięcej czasu nam zajmują. W sumie dwa projekty to jeden to jest właśnie giełda. Cały czas ciśniemy, żeby się na ten lipiec wyrobić i tam się robią problemy z dostawcami zewnętrznymi, jeżeli chodzi o usługi płatnościowe, jeżeli chodzi o usługi logistyczne, bo albo nie ma dostępów, No i jak nie ma dostępu do jakichś testowych środowisk, to słabo cokolwiek zintegrować. Albo niektórzy dostawcy usług płatnościowych mówią, że oni to nie chcą w ten model biznesowy iść i im się tam nie podoba. Oni wolą obsługiwać takie zwykłe, proste płatności. My ciśniemy na termin, żeby oddać platformę, czyli te integracje się uda w tym czasie zrobić. Nie wiem. Natomiast no to już trochę nie od nas zależy. Tutaj też jakby zleceniodawca wybiera firmy, z którymi chce się zintegrować, ma też swoje preferencje, jeżeli chodzi o poszczególne kraje, no bo to jakby Platforma będzie międzynarodowo europejska. No nic, to jakby trzymamy kciuki, my napierdzielamy swoją rzecz, natomiast no mówię, integracje to trochę jakby poboczny wątek. Nie ma wybranych dostawców, z którymi jest podpisana umowa, nie ma jeszcze dostępów testowych. No to mamy po prostu związane ręce. Nauczka rzeczywiście taka, że po prostu też powinniśmy cisnąć i prosić o te dostępy, jak tylko się projekt zaczyna i od razu od pierwszego dnia. Poprosimy dostęp, poprosimy dostęp, bo w sumie jakby zostawiliśmy to na koniec, bo wychodziliśmy z założenia, że skoro firma działa, to jakieś umowy powinna mieć podpisane i te dostępy i tak dalej dostaniemy. Po prostu bardzo szybko przejechaliśmy się. Być może to kwestia tego, że trzeba było o tym od razu pisać. Od początku Prosimy o dokumentację, poprosimy o spotkanie z osobami technicznymi, które albo nas wdrożą, albo które. Skinął głową, że ten model biznesowy jest w porządku, więc tutaj mocno nadrabiamy. Dużo czasu też w sumie zajmuje mi ostatnio, co mi w sumie tak dużo czasu ostatnio zajmuje. Dużo czasu zajmują mi też ostatnio portale newsowe, bo są już na takim etapie, gdzie te prace są na tyle zintensyfikowane. Ilość wdrażanych poprawek, testów, zmian też do koncepcji, żeby to działało bardziej optymalnie. Jeżeli widzimy jakieś pole do optymalizacji, no to trzeba to po prostu zrobić, no bo portal ma być na lata, więc tutaj też dużo pracy na różnych etapach od programistycznych, przez testowe, przez koderskie wdrożenia klienta w nowy, w nowy ekosystem. Natomiast to idzie do przodu. Tylko czas, czas, czas jest zawsze potrzebny. A jeszcze z ciekawych anegdotek to opowiem o firmie, która cisnęła bardzo, że oni potrzebują stronę w miesiąc, maksymalnie półtorej. Ja mówię no taka strona, jak chcecie to minimum trzy,. A zakładam, że 4, bo zawsze będziemy na coś czekać itd. Nie, nie nie nie. Tam wszystko będzie dopięte na ostatni guzik. Dzisiaj mówicie, jutro dostajecie, jak coś potrzebujecie i tak dalej. Mówię dobra, to podpiszmy umowę, że na 3 miesiące my się wyrobimy z tematem, bo zależy wam na terminie. Natomiast jeżeli będziecie wycisnąć i dostarczyć nam materiały, to wyrobimy się wcześniej. No i tutaj umówiliśmy się tak po dżentelmeńsku, że my tę pracę będziemy traktować priorytetowo, po to, żeby się wyrobić w te 2 miesiące. Natomiast oni mają być bardzo responsywny, jeżeli chodzi o dosyłanie materiałów czy odpowiadanie na pytania. Jeżeli chodzi o jakieś tam kwestie koncepcyjne. Dostali maila, poproszę logo i kolorystykę. Mija tydzień, pisze Ej, co z tym logo i kolorystyką? Nikt nie odpowiedział. Mija drugi tydzień. Pisze. Ej, co z tym logo i kolorystyką? To dostałem na zasadzie tym się będzie zajmował nasz grafik. Załączam go w mailu. Mówię ok, czekam. Mija kolejny tydzień. Znowu pisze, chce logo i kolorystykę. Bez tego nie ruszymy z pracami. Minął chyba miesiąc czy półtorej i w końcu mówię słuchajcie, projekt jest już opóźniony o półtorej miesiąca. Weźcie to pod uwagę, że to, co mieliśmy w sumie uruchamiać jakoś na koniec czerwca, już w tym momencie wiemy, że mamy czerwca chyba 6 7, nie pamiętam 5 niech będzie 2 miesiące. Nawet jak teraz byśmy się spięli, to jest cały czerwiec, cały lipiec, więc uruchamiamy w sierpniu. Wtedy dzwoni do mnie osoba odpowiedzialna za tą stronę i mówi Ale to jak ten grafik się z Tobą skontaktował? Ja mam takie. A mówiłem, że tak będzie, że klientom się zawsze śpieszy, ale na początku im się śpieszy, a potem jak trzeba coś dostarczyć, no to już im się mniej śpieszy. Albo nikt tego nie pilnuje, albo nikomu nie zależy. No i w sumie mam takie doświadczenie, że największa spina i napięcie terminów to jest, żeby tylko w umowie było coś wpisane i żeby już teraz szybko zacząć i robić jak najszybciej. Ale tylko nie angażujcie klienta, bo jak już coś chcecie od klienta to nie. No nie no jakby grafik dopiero teraz Z tego co wiem to zakończyli z nim współpracę. To jakby osobna kwestia. Kolejna osoba, która się będzie tym tematem zajmować, no to powiedziała, że się musi wdrożyć, że potrzebuje na to tydzień i tak dalej. Życie. No i tyle z takich ciekawych opowieści. Jak to wygląda? Koordynowanie różnego typu prac w software housie. Może dzisiaj mało optymistycznie. Natomiast tak w mojej perspektywie to dzień jak co dzień. Natomiast też musicie znać te realia. Dlaczego ta praca w software housie nie jest taka łatwa, miła i przyjemna, jak się wydaje? Natomiast no też nie uważam, że jest najcięższa na świecie. Tutaj zostawmy influencerów, to oni mają najcięższą pracę. No cóż, no trzeba się z tym trochę pogodzić, trzeba mieć tego świadomość i trzeba po prostu zasuwać, robić kolejne tematy i się nie przejmować. Z tą myślą Was zostawiam. Życzę miłego weekendu, a właściwie miłego tygodnia pracy i widzimy się za tydzień. Trzymajcie się! Cześć!